Trzynasta Pokuta
~**~
- Demon - usłyszałem niepewny, możliwe znajomy głosik za drzwiami.
Zwlokłem się z łóżka. Chwilę zajęło mi zrozumienie, gdzie jestem. Duże łóżko, ogólny mrok i brak kanapy z wystającymi sprężynami wprowadził mnie w dekoncentracje. Dotarłem do drzwi, ziewając zawzięcie. Po drugiej stronie stała Ursa. Obejrzała mnie od stóp do głów. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jestem bez koszulki. Skrzywiłem się i wróciłem po brakującą część garderoby.
- Wejdź na czas rozmowy - rzuciłem przez ramię.
Kobieta z wahaniem przekroczyła próg. Milczała, oglądając wnętrze i przyzwyczajając się do nowej rzeczywistości. Wykorzystałem sytuację i wciągnąłem na siebie koszulkę.
- Przynajmniej to miejsce się nie sypie - porównała moje siedziby z resztą rezydencji. Wzruszyłem ramionami - Zostałeś szefem tego miejsca. Gratulacje.
Pokazałem jej moje "zadowolenie" wyrazem twarzy. Prychnęła kpiąco, przysiadając na biurku. Odwróciłem się do lustra, z którego została połowa ramy i cztery większe fragmenty szkła.
- Przyszłaś, aby ze mnie pokpić? Normalnie nie psułbym ci zabawy, ale teraz szykuje się do pracy - Marylin mnie zabije, jeżeli nie przyjdę na czas. Poza tym mam dość tego miejsca.
- Nie. Przyszłam po zamówienia - kiwnęła głową w stronę drzwi. No jasne - Nawinąłeś się przy okazji - ponownie zapadło milczenie. Przeczesałem włosy palcami - Gdy rozmawiałam z... twoimi ludźmi... cały teren obrósł cierniami, a budynek generował mroczną energię.
Słuchałem jej jednym uchem. Mało ciekawiły mnie pobliskie anomalie. Choć chyba powinny.
- Podobno ten budynek próbuje przypodobać sie właścicielowi. Posiada własną duszę - Ursa poruszyła się w odbiciu - Odbiera twoje nastroje. Układa się na twoje przypodobania. Jednak jeżeli nie spodoba mu się dowódca, przejmuje kontrolę i bardzo szybko zmienia stronę...
- Nie - patrzyłem na kobiete, którą zaledwie odległość dłoni dzieliła od czarnego miecza.
Zaskoczona własnym zachowanie odsunęła się natychmiast, nie zdejmujac wzroku z ostrza.
- Co to jest? - wychrypiała niezadowolona z własnych słabości.
- Element do zniszczenia - ostatni raz zerknąłem w lustro na swoje odbicie - Dawny oręż Dowódców Niszczycieli Dusz - odwróciłem się do Demonicy - Lepiej nie ruszać - doradziłem.
Ursa skrzywiła się nieznacznie i wycofała jakby miała przed sobą co najmniej anioła.
- Śmierdzi trupem - podeszła do drzwi pospiesznym krokiem - Mam też coś dla Ciebie, ale chyba nie jesteś głodny - ten fakt nie przypadł jej do gustu.
Pomyślałem o zielonookiej dziewczynce. Ciekawe co u niej. Powinienem ją odwiedzić w wolnej chwili. Zamyślony nie zauważyłem, jak Ursa odeszła. Miejsce Poszukiwaczki zastąpiła czerwonowłosa złodziejka. Jak jej było? Vikia? Wpatrywała się w próg, którego nie mogła przekroczyć, pomimo wszelkich starań.
- Nie sil się. Nie wpuści cię. Ma swoje kaprysy - pokazałem w przestrzeń, mając na myśli budynek - Czegoś potrzebujesz?
Demonica spojrzała na mnie. Schowałem dłonie do kieszeni. Gdzieś tutaj powinien być mój płaszcz.
- Twoja uczennica wróciła od posłowia u Królów - słowo uczennica wypowiedziała ukazując swoje niezadowolenie z zajmowanej pozycji.
Niezależnie jaki ma ranking teraz musi kłaniać się przede mną. Posłanka Kamienia Dusz jako moja protegowana nie przydaje mi autorytetu, wzbudza nieufność. Dobrze. Niech uważają mnie za kłamce, słabszego i gorszego od nich. Będzie mniej upierdliwych połajanek, gdy sami zaczną sterować misją.
Ruszyłem do wyjścia. Przestąpiłem próg, przez co czerwonowłosa musiała się cofnąć. Zamknąłem za sobą drzwi.
- Co z Fereną? - wyminąłem Vikie i ruszyłem w dół po schodach.
- Leży na oddziale - nie spodobało jej się że idę z przodu. Wyminęła mnie przy pierwszej nadarzającej się okazji - Ma złamaną rękę, wykuruje się w ciągu paru dni - odparła idąc pół kroku przede mną.
Podważa mój autorytet. Mi to nie przeszkadza. Wolę widzieć ją przed sobą niż mieć za plecami, jednak w świecie Demonów hierarchia ma duże znaczenie. Chcąc nie chcąc przyśpieszyłem, aby iść krok w krok z Vikią.
- Jest słabsza od was. Co najmniej dwa tygodnie zanim całkiem się wyleczy - wkroczyliśmy do resztek, które kiedyś zwały się salonem - Miałaś problem, aby ją opatrzyć?
- Na początku. Później cały szpital zaczął się odnawiać, a w miejscu ruin stanął nowy pokój z pełnym wyposażeniem.
Przystanąłem niepewny czy dobrze usłyszałem.
- W sensie... sam z siebie? - podrapałem się po głowie.
- Ściany na nowo się uformowały, podłogi zasklepiły, łóżka poskładały, a szafki zapełniły - wyjaśniła, sama nie do końca rozumiejąc czego była świadkiem.
Pomyślałem o słowach Ursy. Rezydencja chcę mi się przypodobać. Przez dłuższy czas myślałem o szpitalu, wypełnieniu spiżarni i śnie. Najwidoczniej budynek wysłuchał. Ciekawe czy... Rozejrzałem się po salonie. Poza Aozorą stojąca przy kanapie nie było tu nikogo.
- Gdzie pozostali? - zacząłem nowy temat.
- Janier z Oktą udali się na patrol wokół rezydencji, Berlord rozgląda się po budynku, a Haksen śpi na schodach przed wejściem. Na tym co z nich zostało - zerknęła na Posłankę za mną.
Westchnąłem i ruszyłem do Aozory. Padłem na kanapę. Śmierdzi rozkładem.
- Więc? - spojrzałem z dołu na obie Demonice.
- Władcy stwierdzili, że zrzucenie na nas ich osobistych sprawunków rzeczywiście może być nieodpowiednie, jednak na razie nie ma dla nas żadnych zadań, więc moglibyśmy im pomóc - Aozora usiadła na trawie, bo w tym miejscu nie było podłogi.
- Oczywiście, że... - zaczęła Vikia.
- Nie - dopełniłem nim dokończyła - Nie będziemy pomagać Władcom. Nie dam im sobie wejść na głowę. Po pierwsze podlegamy Demonom, Shinigami i Śmierci. Ich sprawy są priorytetowe. Po drugie jeżeli nie mają dla nas zajęcia to po co przywracali Niszczycieli. Po trzecie jeżeli ktoś coś ode mnie chcę, niech sam przyjdzie i mi o tym powie. Papiery które leżą na moim biurku wylądują na podpałkę w kominku. Wszystkie następne jakie dostanę, chcę mieć oznaczone pieczęcią ze znakiem priorytetu i przynależności do frakcji Istot. Dziękuję, do widzenia.
Machnąłem ręką na Demonice. Aozora wstała, ukłoniła się lekko i odeszła by przekazać dalszą odpowiedź Królom.
- Jak możesz odzywać się tak do Króli? - obok pojawiła się zielonowłosa z mięśniakiem. Demonica nie wyglądała na zadowoloną moją wypowiedzią, która widocznie słyszała.
- Jak? A co to za różnica? Nie mam zamiaru być ich pieskiem na posyłki. A teraz się zamknij - pochyliłem się do przodu - Muszę się skupić.
Skoro szpital wrócił do normalności przez moje myśli. Spróbowałem wyobrazić sobie budynek. Rozstaw pokoi, ich zawartość, zapotrzebowanie na przyszłość i rozmieszczenie terenu. Zobaczymy czy na okolice też to działa. Poczułem pot spływający mi po plecach. To nie takie łatwe, jak się zdaje. Zacząłem od salonu. Zadziałało, ponieważ usłyszałem krzyk podwładnych. Obraz był bardzo rozmazany, próbowałem wyobrazić sobie prosty salon bez większych wygód. Coś mnie hamowało, myśli uciekały. Całkiem się rozstroiłem. Nie pamiętam takiego wysiłku, gdy wczoraj naprawiałem szpital. Nawet nie wiedziałam, że to zrobiłem. Z rozdrażnienia całkiem przestałem myśleć. Obraz sam wpadł. Wygodny, wykwintny salon, w barwach czerwieni, brązu i granatu. Wydał mi się tak znajomy, że nie miałem wątpliwości. Kiedyś ten pokój wyglądał identycznie. Tylko skąd ja to wiem. Moja pamięć wraca? Nie może.
Otworzyłem oczy. Trójka demonów wpatrywała się we mnie niepewna czym zaraz ich zaskoczę. Siedzę na nowiutkiej, czerwonej kanapie z czarnym, drewnianym obramowaniem. Przede mną pali się w kamiennym kominku, na podłodze leży granatowy dywan, a w dużych oknach zawieszono tej samej barwy firanki. Dwa fotele, do pary z kanapą, zajmowała Okta z Janierem, natomiast Vikia oglądała meble z ciemnego drewna, rozstawione po salonie. Szczególnie zwróciła uwagę na ozdobioną grawerunkami szachownicę.
Spojrzałem w górę. Z ciemnego, wyłożonego drewnianymi płytami sufitu zwieszał się szklany żyrandol idealnie pasujący do czerwonej tapety na ścianie. Ogółem cały wystrój był ciepły, tajemniczy i lekko mroczny, ale to może przez ciemnobrązowe panele na podłodze.
Przyjrzałem się tapecie. Kwiaty i gałęzie przeplatały się w różnych kształtach oraz odcieniach czerwieni. Piękne miejsce.
- Em. Mogę coś zaproponować? - nieśmiało wtrąciła Okta.
Zwróciłem na nią swoją uwagę.
- Czy nasze kwatery oraz jadalnię... też możesz tak załatwić? - widocznie całkiem zapomniała o moim znieważeniu Królów.
- Wszystko w swoim czasie - odparłem, wygodniej rozpierając się na kanapie - A - spojrzałem w przestrzeń - Dzięki.
W odpowiedzi wokół kominka wyrósł bluszcz ozdobiony granatowymi i różowymi kwiatami. Rezydencja chyba mnie lubi.
... przynajmniej ona.
~**~
Komentarze
Prześlij komentarz