Jedenasta Pokuta

~**~
Pojawiliśmy się w przestronnej komnacie, gdzie znajdowała się jedynie szarość. Szare ściany, szara podłoga, szare meble, o i kto by przypuszczał szary dywan. Normalnie zaskoczenie, aż mi dech zaparło. Złapałem pobliskie krzesło i usiadłem ciężko. Ferena i Aozora po chwilowym otępieniu przysiadły na podłodze, bo pozostałe miejsca siedzące były zajęte przez Trzy Filary i dwie podobizny Shuna. Ciekawe czemu jest tu jego brat. Spiąłem się delikatnie. Jeżeli starszy bliźniak zbierał dusze, to Jinse zajmował się ich niańczeniem. Koleś jest spoko, ale przez swoją robotę wyrobił sobie paskudną przypadłość: rozdwojenie jaźni. Natomiast z jego alter ego wolę się nie spotykać. Nigdy.
Obserwowałem otoczenie, próbując zrozumieć, gdzie jestem. Piątka Nadludzkich Istot przyglądała mi się ze stoickim spokojem. Mogliby już powiedzieć czego chcą i zostawić mnie w spokoju. Shun uśmiechnął się do mnie. Trochę przerażające. No serio, jak można mieć tak białe zęby? To nienaturalne. Westchnąłem.
- Mogę wiedzieć, po jaką cholerę mnie tu ściągnęliście? – pochyliłem się do przodu opierając głowę na dłoniach.
Panowała głucha cisza. Powoli tracę cierpliwość. Wszyscy ostatnio nabrali ochoty na zabawę moim życiem. Jakby Królowie zebrali się w jednym miejscu i jednogłośnie postanowili, że w tym wieku celem jestem JA.
- Dobra, spadam stąd – podniosłem się z siedzenia i ruszyłem do drzwi koloru... szarego... no jasne – nie mam zamiaru tracić swojego cennego czasu na głupie gierki.
Wrota nie były zamknięte, jednak ciągnęła się za nimi głucha ciemność, której ostatnio mam po dziurki w nosie. Spojrzałem na Trzy Filary – nic. Shun i Jinse też trwali w bezruchu. Mam dość.
- Ferena. Aozora – dziewczyny wstały – do środka.
- He? – Demonica wydała nieokreślonego pochodzenia dźwięk, przypominający raczej bawoła niż Demona.
- Nie marudź, tylko do środka.
Wcielenie ruszyła pierwsza. Przekraczając próg, jej skórę pokryła świetlista powłoka.
- No widzisz Ferena? Masz nawet osobistą latarkę – wepchnąłem drugą uczennicę do środka – to na razie – pomachałem z udawanym uśmiechem i zatrzasnąłem za nimi drzwi.
Jeden problem z głowy. Czas na drugi. Swoją drogą ciekawe, gdzie je wysłałem. Może się okażę, że gdzieś po drodze zostaną zjedzone. Rozmarzyłem się, przez co nie zauważyłem, jak Jinse pojawia się tuż przede mną. Odskoczyłem do tyłu, minimalnie unikając jego dotyku. Poczułem za plecami ścianę. Przesunąłem się ostrożnie w stronę wyjścia. Pociągnąłem za klamkę, ale były zamknięte. No jasne.
- Wiecie jakieś miliardy lat temu wymyślono coś takiego jak mowa – stanąłem wygodniej – gdybyście od czasu do czasu skorzystali z tego wynalazku nie miałbym nic przeciwko.
Postać ukryta pod brązowym kapturem uśmiechnęła się. Czas. Akurat on musiał zrobić pierwszy krok. Świetnie.
- Przysłaliśmy cię tu, aby przedstawić ci innych Niszczycieli Dusz – zaczął Shun – twoje uczennice właśnie idą im na spotkanie. Wątpię czy wrócą żywe.
- Jakoś mnie to nie obeszło – mruknąłem z powrotem siadając na krześle, przy okazji omijając drugiego bliźniaka wielkim łukiem.
- Kiepski z ciebie mistrz. Czasami nie rozumiem decyzji Kamienia Dusz.
- To jest nas dwóch – nuuuuuda – przejdźmy do rzeczy.
- Myślałem, że będziesz się bardziej stawiać – wtrącił się Jinse.
- Nic by mi to nie dało. Mój los jest przesądzony. Wychodzi na to że Demony nie dostały prawa wyboru – bujnąłem się na krześle – jaka będzie nasza pierwsza misja?
Bardzo szybko pożałowałem tego pytania. Poczułem się słabo, powieki opadały w miarowym tempie. O nie! Nie tym razem. Skupiłem magię na swoim umyśle, tworząc ochronną barierę. Uczucie senności zniknęło, a Czasowi zniknął kpiący uśmieszek, zastąpiony grymasem niedowierzania. Chyba zrobiłem coś niesamowitego. Trudno, nie mam zamiaru znowu kończyć jak Śpiąca Królewna.
- Nie pozbyłeś się wszystkiego.
Życie ma bardzo... delikatny głos. Kiedy się odzywa masz wrażenie, że znalazłeś się w ramionach matki, jak nowo narodzone niemowlę. Ułuda i kłamstwo. Życie jest kłamstwem. Wolałbym spędzić resztę swojej egzystencji w Piekle na torturach niż z Pierwszym Filarem. Słysząc dźwięki wychodzące spod białego kaptura, miałem ochotę uciec z pomieszczenia, jak najdalej od udawanego szczęścia.
- Co masz na myśli? – ostrożnie, jakbym miał przed sobą tygrys gotowego do skoku, zadałem pytanie.
- Usunąłeś wspomnienia, ale nie emocje. Nadal posiadasz moc. Potężną moc, jednak nie potrafisz jej przebudzić – mruknęła – co za strata.
Podskoczyłem na równe nogi, jak oparzony ruszyłem w stronę wyjścia. Drzwi uległy naciskowi. Maszerowałem w całkowitych ciemnościach, chcąc znaleźć się jak najdalej od Istoty w białej pelerynie. Te oczy, białe oczy, niczym spojrzenie ślepca. Przeszywały mnie od wewnątrz. Patrzyła na moje serce. Wzdrygnąłem się. Na końcu ukazało się słabe światło świec.
Wkroczyłem na sporej wielkości plac, przed rezydencją, a raczej tym co z niej zostało. Poprzedni dom Niszczycieli Dusz został doszczętnie zniszczony przez swoich właścicieli. Ostał się tylko teren przed nią. Rozejrzałem się. Przede mną stała piątka Demonów wraz z Fereną i Aozorą, które za wszelką cenę unikały zgromadzonych. Zerknąłem za siebie. Nie było ani korytarza, ani drzwi. Jedynie pusta przestrzeń. Dawno się nie teleportowałem do świata Mroku. Przyznaję, że tęskniłem za tym miejscem, jednak nie chciałem wracać w taki sposób.
- No dobra – mruknąłem pod nosem – czeka nas sporo roboty.
- To ty masz być naszym dowódcą? – warknął Demon opierający się o kolumnę podpierającą dach, która jeszcze się ostała.
Koleś miał około metra dziewięćdziesięciu, opalone, ciało jak u kulturysty, blizny znakujące każdy zakamarek ciała i gębę gangstera. Pomimo mojej niechęci od pierwszego wejrzenia, moc wylewała się z niego garściami. Mocny skurczybyk. Zaczesane do tyłu czarne, długie włosy, związał w kucyka, ubrany był natomiast w dopasowaną czarną koszulkę na ramiączkach i wojskowe spodnie. Na szyi połyskiwały dwa nieśmiertelniki i srebrny łańcuch. Nie chciałbym utknąć z nim w ciemnej uliczce. 
Mam nadzieję, że pozostali nie zostali wybrani na podstawie mięśni.
Zerknąłem na Demonicę siedzącą na schodach. Krwisto czerwone włosy spływały kosmykami na twarz, pomimo związanego kucyka. Równie szkarłatne oczy przeszywały mnie czytelnym pragnieniem krwi. Przybrałem kamienną maskę, nie ukazując zbędnych emocji. W przeciwieństwie do dryblasa, mierzyła co najwyżej metr sześćdziesiąt i była bardziej smukła niż umięśniona. Czarny strój opinający się na jej ciele niczym druga skóra, wyglądał jak typowy ubiór złodzieja. Nie za luźny, nie za ciasny. Idealny do szybkiego biegu, czy możliwych uników. Będę musiał trzymać kasę pod mocnym kluczem.
Poza szkarłatną Demonicą, na drzewie siedziała druga smukła i piękna niczym bogini – ta chcielibyście. Babka miała krótkie zielone włosy z prześwitami żółci, ciało pozbawione całkowicie krągłości i cerę tak bladą, że aż raziła po oczach. Ubrana w sportowy stanik, ukazywała idealnie wyrzeźbiony brzuch. Spodnie od dresu zsuwały jej się z bioder, przez co widziałem kawałek czarnej bielizny. Opisując ją jednym słowem... wyjątkowa, aż do bólu. Kiedy przekręciła się na drzewie, dała mi widok na sporej wielkości błękitny tatuaż, przedstawiający drzewo z czerwonymi liśćmi, pod którym siedział Demon rozrywający swoją ofiarę. Górną część zasłaniał stanik, ale mogę się założyć, że był tam martwy Anioł. Rzecz gustu, osobiście wolę mniej makabryczne scenariusze.
Pozostała dwójka wyglądała normalniej od reszty. Nie żeby kogokolwiek tutaj obecnego można było nazwać normalnym. Demon, stojący zaledwie dwa metry ode mnie, miał łysą głowę, niebieski garnitur, bliznę na części potylicznej czaszki, postawę oraz ciało mafioza i... trampki. Najprawdziwsze vansy. Chwilę się im przyglądałem z niedowierzaniem. Wiele widziałem, ale to mnie przerosło. Pokręciłem głową i mrugnąłem kilka razy.
Następny i zarazem ostatni Demon wyglądał jak nastolatek, a fakt, że leżał na ziemi przeglądając media społecznościowe tylko to potwierdzał. Zerknąłem na młodego. Latynoska cera, choć może bardziej indiańska? Krótkie włosy, wygolone po bokach w różne wzory, kasztanowe oczy, prawie że bez źrenic. Smukły, ale oczywiście jak pozostała czwórka mógłby skręcić mi kark bez problemu, dałbym mu ok. metra siedemdziesięciu, może trochę więcej. Ubrany był jak podróżnik z filmów fantasy. Tunika, przepięta pasem, do której przytroczono księgę, notes i długi sztylet, natomiast spodnie jak zrobione na miarę, idealnie do niego pasowały. Na wszystko narzucił płaszcz bez rękawów. Smaczku dodawały długie, skórzane buty, za kolano, z niewielkim obcasem. Trochę przypominały obuwie do jazdy konnej.
- Niestety – burknąłem, siadając na części gruzu.
- Przecież od ciebie nie czuć nawet grama magii.
Co racja to racja. Od całej piątki wylewała aż się moc. Ze mnie nawet nie promieniowała. Więcej mocy wydobywa się z Fereny. O Aozorze nawet nie wspomnę. Świeci, jak latarnia. Muszę jej w końcu powiedzieć, aby ukryła swój potencjał, bo trochę i oślepnę na dobre. Pewnie dlatego obie Demonice jeszcze oddychają.
- Słuchaj. Nie chcę tu być, nigdy nie chciałem. Tytuł Niszczyciela Dusz zwrócono mi bez pytania o zdanie – Demony zaczerpnęły powietrza i spięły się nieznacznie – więc przestań na mnie patrzeć, jak na zakałę. Z wielką chęcią znalazłbym się gdzieś indziej.
- Byłeś Niszczyciele Dusz wcześniej? – wtrąciła się zielonowłosa – myślałam, że wszyscy zostali unicestwieni.
W moi oczach musiało pojawić się coś szczególnego, bo Demonica sięgnęła po maczetę, wcześniej ukrytą w korze drzewa.
- Kłamiesz – zeskoczyła z gałęzi – to niemożliwe.
- Chciałbym. Tyle, że nie mogę kłamać, jak każdy poczciwy Demon.
Zapadło dłuższe milczenie.
- Demon – Ferenie drżał głos – to prawda, że nie możemy kłamać, ale tylko stare Demony mogą mówić prawdę, tak jakby było to kłamstwo. Potrafimy wykryć fałsz, bardzo dobrze wiemy, kiedy jesteśmy oszukiwani. Wyjątkami są Starsi, są tak wprawieni, że nie mamy pojęcia, czy nie stronią sobie z nas żartów.
- Jak Starsi? – zapytałem, wyczuwając, że wpakowałem się w wir klęski.
- Tacy, którzy mają ponad trzy milion lat – Demonica przełknęła ślinę – to by oznaczało, że jesteś starszy od Króla Demonów.
~**~

Komentarze