Piąta Pokuta

~**~
Wracam do domu. Spotkanie z Midori było dziwne, pod każdym względem. Przechodzę obok centrum handlowego. Ludzie dokoła tłoczą się, przepychają. Myślałem, że poczuję nagły głód, ale nic się nie stało. Po krótkiej bitwie myśli uznałem, że lepiej nie mówić nikomu o dziecku. Nie wiadomo co by się stało... . Zatrzymałem się, ktoś mnie obserwuję. 
Rozejrzałem się ukradkiem, nikogo nie widać. Wtopiłem się w tłum, muszę się zgubić. Zamieniłem swoje ciało w czarny dym i rozpłynąłem się w powietrzu, słysząc głośne przekleństwo.
~**~
Pojawiłem się przed budynkiem, w którym mieszkam. Ludzie jak co dzień chodzili wte i z powrotem. Wśliznąłem się do klatki schodowej. Nie wiem kto mnie śledził, ale powinienem zachować ostrożność. Przynajmniej w najbliższych dniach. Boli mnie głowa, za dużo tego. Cholerna irytacja. Jeszcze do niedawna spokojnie sobie żyłem, chodziłem jakby nigdy nic, a tu w ciągu kilku dni spotkanie ze śmiercią, dosłownie, napady głodu, nawiedzona dziewczynka i dziwak, który za mną lazł. Ach. Chyba jednak trzeba było iść z Azraelem. Hmmm, jak na kogoś uważanego za kobietę ma dosyć męskie imię... . Wracam do mieszkania i idę spać. Branoc. Otwieram drzwi do domu i.... szybko zamykam. Kur... . Znikam. Czy ja zawsze muszę mieć pecha? To tak dużo prosić o chwilę spokoju i relaksu?! Przyrzekam, że kiedy to wszystko się skończy przepadnę, jak kamień w wodę. Zbiegłem z ostatniego schodka, kiedy usłyszałem jak ktoś zbiega za mną. Już miałem się ewakuować, ale niestety. Muszę popracować nad szybkością. Przede mną pojawił się młody demon, a przynajmniej z wyglądu. Chłopak wygląda na jakieś dwadzieścia, dwadzieścia jeden lat. Chudy lecz umięśniony Azjata, posiadający mocne spojrzenie. Krwiste włosy i niebieskie oczy sprawiają, że jest nieziemsko przystojny. Demon jest ubrany w czarne spodnie, czarną koszulkę oraz białe trampki. Posiada także kolczyki oraz tatuaż, który najczęściej posiadają strażnicy Kamienia Dusz. No pięknie. Chwile po tym, jak nieproszony gość zastępuję mi drogę, za mną pojawia się zdezorientowana Ferena. 
- Co żeś znowu narobił? - jej mina i ton głosu mówią same za siebie.
- Sam chciałbym widzieć czym sobie na to zasłużyłem.
Chłopak przygląda mi się z niesmakiem.
- Czy mam czelność z Demonem? - wyrzuca jakby od niechcenia.
- Najpierw powinieneś sam podać imię i przedstawić powód swojej wizyty.
Zmrużył oczy. Ferena stanęła obok mnie.
- Nazywam się Orhel. Jestem demonicznym strażnikiem Kamienia Dusz. Przybyłem aby zabrać cię ze sobą.
- Na czyj rozkaz? - wtrąciła się demonica.
- Oczywiście Króla Demonów - skrzywiłem się - oraz samego Kamienia Dusz.
Obserwowałem go przez całą rozmowę, nie wygląda aby kłamał. 
- Cóż to życzę powodzenia, ja idę spać - Ferena odwróciła się.
- Ty także idziesz - zatrzymał ją Orhel.
- He? Ale po co? - pyta zniesmaczona.
- Jesteś uczennicą Demona, tak więc twoim obowiązkiem jest iść razem z nami.
- Co za upierdliwość.
- Skoro wszystko wyjaśnione,  proszę iść za mną.
- A co jeżeli odmówię? 
Orhel spojrzał mi w oczy, nie znalazł w nich ani zawahania, ani uległości. Odwrócił wzrok z niedowierzaniem. Ferena z podziwem i strachem obserwowała tą sytuację. Strażnicy Kamienia są silni, w skrócie żaden podrzędny demon nie próbuję z nimi zadzierać.
Zdominowanie kogoś, czyli to co zrobiłem przed chwilą, pokazuję jak silna jest dana istota. Silniejsi dominują słabszych. W skrócie popełniłem cholerny błąd, teraz będę musiał się tłumaczyć, dlaczego mi się to udało. Komuś takiemu, jak ja czyli osobie, która zajmuję prawie ostatnie miejsce w rankingu. Szlag, stałem się nieostrożny. 
Nieproszony rozmówca chyba nie wiedział, jak odpowiedzieć. Kilka razy otwierał i zamykał usta. Uniosłem brwi i jakby nigdy nic się nie stało wyszedłem z budynku. Za mną wybiegła demonica. 
- Demon czekaj - krzyczy biegnąc za mną.
Zatrzymałem się.
- Co to było? Jak ty to zrobiłeś?
Nie mam ochoty na udzielanie jakichkolwiek odpowiedzi.
- Jak silny jesteś?
Odwracam się nagle, Ferena się odsuwa. Widać, że jeżeli nie uzyska odpowiedzi nie da mi świętego spokoju, wzdycham.
- Nie jestem silny. Jak to zrobiłem pytasz? Przez lata miałem do czynienia z potężniejszymi ode mnie. Aby utrzymać się w tym świecie, musiałem nauczyć się paru sztuczek. To jedna z nich.
Nie mając ochoty na dalszą dyskusję ruszyłem dalej. Udałem się do parku zebrać myśli. Czego oni mogą chcieć? Skoro rozkaz wyszedł od samego Kamienia Dusz... nie ma opcji abym się tam udał. Wkładam ręce do kieszeni, wyczuwam w środku szorstką powierzchnie, zatrzymuję się. Wyciągam zniszczoną kopertę, tą samą, którą zostawiła Śmierć. Oglądam list. Stary, zaadresowany do mnie, ale jeżeli chodzi o nadawce nie ma nic. Na środku widnieje pieczęć. Przyglądam się przez chwilę. Wydaję się znajoma, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć do kogo należy. Na pewno nie do Azraela. Jej pieczęć jest szara, a widnieje na niej kościotrup odziany w dym z połamanym mieczem.
Ta pieczęć jest inna. Nie ważne jak długo na nią patrzę nie mogę skojarzyć do kogo należy. Odcień mocnej czerni. Zaczynam się zastanawiać czy powinienem otwierać kopertę. Dotykam emblematu. Widnieje na nim istota wysysająca duszę. Im dłużej na nią patrzę, tym większe uczucie strachu, zła i cierpienia można od niej wyczuć. Chowam kopertę z powrotem do kieszeni. Otworzę ją lecz nie teraz.
Wyczuwam obcą obecność obok siebie. Szybko się obracam. Za mną stał Strażnik.
- Jeszcze się nie poddałeś?
- Mam za zadanie przyprowadzić cię ze sobą. Twoje brudne sztuczki już na mnie nie podziałają. Idziesz ze mną po dobroci albo zmuszę cię siłą.
Jego włosy urosły, a w ręku pojawiła się katana, przyłożył mi ją do szyi.
- To jak będzie?
~**~

Komentarze