Ósma Pokuta

~**~
Po powrocie udało mi się zdrzemnąć parę minut. Dłużej nie dałem rady. Przyglądałem się błękitnej demonicy. Wygląda na taką spokojną. Próbuję poukładać wydarzenia ostatnich dni. Niewyjaśnionych spraw jest tyle, że nie wiem od czego zacząć. Dziwna dziewczynka, list od Śmierci, którego nadal nie przeczytałem, wezwanie przez Królów, przybycie Wcielenia Kamienia Dusz i ta cholerna księga. Równie dobrze mogłoby jej nie być. Gdy pojawiła się Posłanka książka zniknęła. Po prostu wspaniale. Teraz muszę jeszcze dodatkowo szukać wiatru w polu i nie pozwolić, aby ktokolwiek go rozszyfrował i wykorzystał. Powiedzcie mi czemu to wszystko mnie spotyka. Wstałem i podszedłem do okna. Słońce zaczęło wstawać. Poczułem miłe ciepło za plecami.
- Masz niezłe wyczucie – podrapałem się po karku – naprawdę uwielbiasz ściągać na mnie kłopoty.
Diamentowooka usiadła na kanapie. Przyglądałem się jej przez chwilę, po czym usiadłem na zniszczonym parapecie i zamknąłem oczy.
- Wiedziałeś, że kiedyś tak to się skończy – odezwała się dziewczyna głosem podobnym do szumu wody – twoja przeszłość zbytnio cię goni, abyś mógł od niej uciec. Nie ważne co zrobisz – Posłanka zerknęła na śpiącą Ferenę, zwiniętą w kłębek niczym pies – nie bez powodu dostałeś uczennicę. Musisz zapomnieć o dawnych urazach Demonie, to co było już nie wróci – patrzy na mnie współczująco – wymazałeś sobie pamięć, aby nie musieć cierpieć. Jedna gdzieś tam głęboko w tobie nadal jest uczucie straty.
- Czego ode mnie chcesz? – ma piękne oczy.
- Mrok znowu chcę zamieszkać w sercach istot. Widziałeś Płyty Źródeł, ich moc zaczęła zanikać. Musisz to powstrzymać zanim stanie się coś strasznego – skrzywiłem się – proszę cię Demon, jesteś ostatnią nadzieją... ostatnim Niszczycielem Dusz.
- Zamilcz – syknąłem – nie jestem już jednym z nich. Przestali istnieć dawno temu, a ja wyrzekłam się swojej mocy. Losy świata już mnie nic nie obchodzą.
Posłanka uśmiechnęła się.
- Widocznie skoro tak mówisz, to tak jest. Pamiętaj, jednak Demon, że na tym świecie nie jesteś sam.
- Jeżeli tylko tyle chciałaś mi powiedzieć to wynocha – wskazałem drzwi.
- Nie – usiadła wygodniej – nigdzie nie idę. Posłanka, która została tu wysłana nazywa się Aozora. Zostanie z tobą dla twojego bezpieczeństwa.
- Nie potrzebuję niańki.
- Owszem potrzebujesz, ponieważ wraz z zanikiem Płyt Źródeł oni zaczną wracać do życia.
Zamilkłem. Przełknąłem ślinę.
- Potraktuj ją jak kolejnego ucznia. Po przebudzeniu będzie wiedziała co robić, a jeżeli będziesz potrzebował ze mną porozmawiać, po prostu jej powiedz, przybędę – wstała z kanapy – w końcu jestem twym kochanym Kamieniem Dusz.
Położyła mi rękę na karku i złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. Odwzajemniłem go. Gdy oderwaliśmy się od siebie za oknem świeciło już Słońce w pełnej krasie.
- Przemyśl to ponownie Demonie – przytuliła mnie – tęsknisz za nią, czuje to, wymazałeś sobie wszystkie wspomnienia i wyzbyłeś się uczuć, jakie do niej darzyłeś, ale pamiętaj, że to nie znikło na zawsze. Musisz powstrzymać zanik źródeł, bo jeżeli znikną wszystkie, umrę także ja, a wtedy mrok przejmie ten świat, wyciągając na wierzch wszystkie twoje największe sekrety. Nie pozwól, aby ciemność tobą zawładnęła. Jesteś. demonem, to ty masz nad nią panować, nie ona nad tobą.
Pocałowała mnie w policzek i zasnęła. Podniosłem ją i ponownie ułożyłem na kanapie.
- Ach, no i wpakowałem się w bagno.
Znalazłem jakiś koc i przykryłem Aozorę. Przydałyby mi się wakacje. No wiecie tak dla odprężenia i ucieczki przed tymi cholernymi obowiązkami. Usiadłem na stołku przy stole kuchennym. Od wczoraj jestem ubrany w te same ciuchy, przydałoby się wykąpać. Wyciągnąłem z kieszeni list od Azraela. Nadal go mam. Niestety, jakby nie mógł zniknąć, tak samo jak ta cholerna księga, którą wygląda na to, że muszę odnaleźć.
Miętoliłem chwilę kopertę w dłoniach. Przejechałem palcem po pieczęci. Istota wysysająca duszę. Niszczyciel Dusz. Przeszłości nigdy się nie pozbędę. Chodzi za mną niczym cień. Z powrotem schowałem list. Nie, nie dzisiaj, innym razem. Ściągnąłem płaszcz i zawiesiłem w korytarzu na wieszaku, następnie zrzuciłem koszulkę i wszedłem do łazienki. Niewielkie pomieszczenie, w którym mieści się prysznic, sedes, umywalka i lustro. Zrzuciłem resztę garderoby i wszedłem do kabiny.
Woda była zimna. W sumie nie zapłaciłem rachunku za wodę, przydałoby się tym zająć. Zmyłem z siebie zmęczenie ostatnich dni, po czym owinąłem szczelnie ręcznikiem. Czyste ubrania trzymam w szufladzie w salonie. Podszedłem do szafy akurat, kiedy obudziła się Ferena. Wygląda na przymuloną.
- Chcesz coś do picia – ruszyłem do kuchni z kępką ubrań w dłoni.
- Wody – jęknęła zachrypniętym głosem.
- Wyglądasz, jak po długiej imprezie.
- I tak się czuje.
Wręczyłem demonicy szklankę z wodą i ruszyłem się ubrać. Wychodząc z łazienki wpadłem na ubierającą buty uczennicę.
- Idę do sklepu, żarcie się skończyło – wydusiła z siebie, wychodząc.
Wzruszyłem ramionami i usiadłem w fotelu. Jest wcześnie. Szósta może piąta. Posłanka nadal śpi. Niedługo będę musiał wyjść. Dobrze będzie ją obudzić. Potrząsnąłem ramieniem Aozory. Mruknęła coś przez sen, ale otworzyła oczy.
- Witaj mistrzu Demonie – wysapała na wpół śpiąc. Podniosła się – nazywam się Aozora. Od dziś za rozkazem Kamienia Dusz będę twoją uczennicą.
- Nie miło mi poznać – burknąłem – słuchaj, wychodzę do pracy, dlatego prosiłbym abyś się nie oddalała, dopóki nie wrócę do domu. Ferena kończy wcześniej, jeżeli ją poprosisz to wyjaśni ci zasady i oprowadzi cię po okolicy. Na razie jedyne co musisz wiedzieć, to że nienawidzę istot wtykających nosa w nie swoje sprawy.
Wyszedłem z mieszkania zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Mówiąc, że idę do pracy miałem na myśli miejskie archiwum. Znalazłem sobie taką fuchę, bo musiałem jakoś utrzymać uczennicę, która nic tylko narzeka.
Wmaszerowałem do budynku. W drodze do piwnicy przywitało mnie parę co odważniejszych osób. Po dotarciu na miejsce schowałem się między stosem półek na książki. Archiwum znajduje się w podziemiach ratusza. Dzięki czemu jest tu cicho i spokojnie, dopóki nie zaczną przychodzić ludzie zawracający mi głowę jakimiś duperelami. Usiadłem przy swoim biurku, jestem tu jedynym pracownikiem, co akurat mi pasuje. Dzień leciał bardzo monotonnie. Już myślałem, że nic się dzisiaj nie stanie, kiedy usłyszałem kroki na schodach. W wejściu ukazał się detektyw Santiago Osborne, wielka szycha w policji. Dumnym krokiem zbliża się do mojego biurka. Szykuje się niezła pogawędka.
- Witam dupka – trzasną dłońmi o biurko – potrzebuję pewnych materiałów.
- A niby czemu miałbym ci je dać? – skrzywiłem się.
Santiago wyciągnął zza pazuchy kartkę papieru. Obstawiam, że pozwolenie. Nie myliłem się. Wziąłem świstek papieru od detektywa i ruszyłem na poszukiwania niezbędnych materiałów. Odnalazłem wszystko w ciągu pięciu minut, ale dla niego to oczywiście z długo.
- Co się tak guzdrasz, młokosie – jestem starszy od ciebie, dupku – przez ciebie tracę cenny czas – wyrwał mi materiały z ręki – powinni cię już dawno zwolnić, tacy idioci jak ty w ogóle nie powinni wychodzić z domu żeby nie zarazić pozostałych.
- W takim razie co tu jeszcze robisz? – usiadłem na blacie biurka.
- Ty cholerny...
- Osborne, co ci tyle zajmuje – we wnęce drzwi pojawił się kolejny detektyw, Armando Clay – och witaj Amigo.
- Siemasz Armando – wskazałem głową Santiago – mógłbyś zabrać stąd tego idiotę. Przeszkadza mi w pracy.
Detektyw rzucił mi mordercze spojrzenie. Nie cierpi mnie odkąd pojawiłem się w archiwum, natomiast jego partner Clay uwielbia mnie, jak nikt.
- Jasne przyjacielu. Idziemy żółtodziobie.
Armando jest bliski pięćdziesiątki, a Osborne dobiega trzydziestki. Mimo takiej różnicy między nimi, kiedy chodzi o pracę potrafią współpracować. Obaj detektywi mają brązowe włosy i zielone oczy. Jeśli ktoś by nie wiedział, że to całkiem obcy ludzie, myślałby, że są braćmi. Clay, jest szaleńczo zakochany w Ursie. Kiedyś przyszła mnie odwiedzić, a ja akurat rozmawiałem z Armando. Zaprosił ją wtedy na randkę, zgodziła się. Od tamtej pory spotykają się od czasu do czasu.
~**~
Imię: Ursa
Nazwisko: Irie
Związki: Armando Clay
~**~
Wygląda na to, że jego uczucia są odwzajemniane, mimo że nigdy nie słyszałem aby Ursa coś o nim wspominała.
Detektywi wyszli z piwnicy i znowu zostałem sam. Dzień się ciągnął, a ja miałem ochotę pójść spać i nie wstawać. Skończyłem pracę pod wieczór. Musiałem zostać dłużej bo kochana pani kierownik dorzuciła mi roboty na koniec dnia.
Nie spotkałem nikogo znajomego, ani nie wpakowałem się w żadne kłopoty, aż poczułem się nieswojo. Wszedłem do budynku, w którym mieszkam, drzwi były zamknięte, dlatego przekręciłem klucz w zamku. W mieszkaniu było ciemno. Nie zaświecałem światła, tylko od razu wszedłem do salonu.
Padnięty podszedłem do okna, Księżyc zawitał już na niebie. Odwróciłem się w stronę fotela.
- Długo masz zamiar jeszcze tam siedzieć?
- Całą wieczność Demonie, całą wieczność.
~**~

Komentarze